inny, dla mnie stojący w każdej sprawie na pierwszem miejscu. Mianowicie: poziom umysłowy pewnej gromady ludzkiej. Przyznam się, że nie winszowałbym społeczeństwu, któreby w czasach dzisiejszych, utworzyło lud pastuchów. Powiadacie, że fermerzy angielscy czytują «Times’a», że chłopi czescy wznoszą świątynie sztuce, że można skończyć uniwersytet z powodzeniem, a potem bardzo pięknie nauczyć się jeszcze robić cóś takiego, co niekoniecznie zostaje w związku ze studjami uniwersyteckiemi. Bardzo dobrze; ale będzie to tylko oświata. Słusznie utrzymuje Stefan, że oświata, wchodząc w sam szpik człowieka, ulepsza jego samego, wszystko, co on robi i wszystko, co się dokoła niego znajduje. To prawda; oświata czyni to wszystko; ale nie jest jeszcze nauką. Co się stanie z nauką prawdziwą, rzetelną, stosowaną do różnych gałęzi działalności ludzkich, z nauką, która jest...
— Towarem, przeznaczonym na wywóz — przerwał Stefan.
— Jakto towarem? — trochę rumieniąc się zawołał Rosnowski.
— Naturalnie; zdobywa się ją przeważnie dla potrzeb rynkowych i wywozi się potem na różne rynki, wołając do kupujących: kto da więcej?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/313
Ta strona została uwierzytelniona.