— To prawda — potwierdził Stefan — gdybyście jednak pozostali byli w Zawrociu, każdy z was byłby na jego połowie trzy razy bogatszy, niż ja będę na czwartej części Darnówki. Ale nie bylibyście pysznymi panami. Bo jak tam z pieniędzmi jest, to jest, zawsze przecież jesteś, Bohdanie, pysznym panem...
Ale on nic na to nie odpowiedział. Wstał i odsunął krzesło z małym stukiem, od którego Swój przebudził się i skoczył na równe nogi.
Przeszedł się kilka razy po pokoju; za nim, krok w krok, chodził Swój. Gdy Rosnowski zawracał się u szafy z książkami z jednej strony, a u łóżka Stefana z drugiej, pies zawracał się także i kroczył tuż za jego nogami, zwolna przestawiając wielkie łapy, z kosmatym ogonem, podniesionym i nieruchomym. Nakoniec, nie wracając już do stołu, przy którym siedział przedtem, Bohdan Rosnowski ciężko opuścił się na łóżko Stefana. Światła dochodziło tam tyle tylko, że widać było zarysy postaci ludzkiej, naprzód pochylonej i ramieniem otaczającej szyję psa. Z za tej grupy wysuwał się na białą ścianę ciemny krzyż.
— Cóż, Swój? — zaczął przyjemny i w tej chwili ciepły głos Rosnowskiego — wyrzucają tu
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/315
Ta strona została uwierzytelniona.