muald oczy zamkniemy?... Po służbach chyba tułać się pójdzie!
Była, naprawdę, tak wzruszoną i rozżaloną, że o wzdychaniu i o «drugiej stronie» zapomniała; łzy cisnęły się jej do bladych oczu:
— Bo widzisz, Romku, wszakże ja ją od małego dziecka wychowałam. Sześć lat miała, kiedy ojciec jej, taki sobie mały urzędniczek, umarł i ją na bruku sierotą kompletną pozostawił, bo matki także już nie miała. Pokrewieństwo z Romualdem było dalekie, ale zawsze było. Romuald zaraz zrobił projekt wziąć ją do Darnówki. Przeciwną temu nie byłam, owszem. Córki nie miałam jeszcze wtedy, hodowałam ją, jak córkę... Odwdzięczyła się! Ach, ach, ach, jakże się odwdzięczyła! Tylko teraz takie zmartwienie... Kiedy pomyślę, że ona może nigdy nie znajdzie sobie ani towarzysza życia, ani pozycji, ani przyszłości pewnej...
Zaczynała płakać na dobre i już z chustką przy twarzy mówiła:
— Ale jakże ma znaleźć, kiedy starający się w domu, a ona milczy, jak ryba i ni z tego, ni z owego z kurami spać idzie... Ten Rosnowski, taki porządny i miły człowiek, choć z drugiej strony, kiedy sobie pomyślę, że powiózłby ją
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/326
Ta strona została uwierzytelniona.