koju, nie zjadł. Roman przyniósł chusteczkę niemi napełnioną i stanął przed Ireną, która nadstawiła po nie fartuszek perkalowy, w różowe paski. Oddawanie depozytu trwało dość długo. Roman wysypywał go z chustki, a potem garściami wydobywał z kieszeni surduta.
— To cud — mówił — przez jaką godzinę tyle orzechów zebrać! Dokonaliśmy go z Bronią!
— Co to dla niej znaczy, kotku, ta twoja garść orzechów! — ozwał się basowy głos pana Romualda, który przed minutą wszedł ze Stefanem do bawialni. Ona, co tu robić, jest w stanie zjeść w kwadrans to, co wyście we dwoje zbierali przez godzinę!
— Nie może być! — zadziwił się Roman. A Bronia zaczęła prosić i poprostu napierać się.
— Iruś, pokaż Romkowi, jak jesz orzeszki.
— Cha, cha, cha — zaśmiał się pan Romuald — pokaż kuzynowi swoją sztukę! co tu robić!
Oprócz pani Pauliny, siedzącej w fotelu, wszyscy stali dokoła stołu czeczotkowego, znajdującego się przed kanapą, także czeczotkową, ogromnie staroświecką, rozłożystą i nad której wysokim poręczem wisiało na ścianie kilka starych sztychów w ramkach drewnianych. Paląca się na stole lampa obficie oświetlała kanapę, sztychy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/330
Ta strona została uwierzytelniona.