i stojącą przy stole grupę osób, pośród których Irusia ze śmiejącemi się usty i oczyma prędko, prędko wyswobodziła trochę orzechów z ich szorstkich obsłon, poczem traf, traf! chrumst, chrumst! w jedną minutę kilka ich rozgryzła i schrumstała z szybkością nadzwyczajną. Robiła to, naprawdę, w sposób zabawny, ze zwinnością, przypominającą wiewiórkę, kiedy, przebierając łapkami, prędko, prędko gryzie orzeszki lub ziarna. Traf, traf! łupina pęka w zębach białych i mocnych jak młodość i zdrowie; chrumst, chrumst, orzech zjedzony, potem natychmiast drugi, trzeci, czwarty...
— To wyobrażenie przechodzi, kotku, ile ta dziewczyna orzechów zjadać może! — opowiadał stary Darnowski. W zimowe wieczory we wszystkich stronach słychać, to tu, to tam, traf, traf! traf, traf! To Irusia, co tu robić, po domu krząta się i orzechy gryzie.
Śmieli się wszyscy oprócz Romana, który z uśmiechem, ale innej wcale natury, ogarniał spojrzeniem głowę dziewczyny, nieco pochyloną nad rozsypanymi po stole orzechami, okrytą czarnemi włosy, w których więdła blada lewkonja. Czoło jej, które w pełni padającego na nie światła miało wielką słodycz i czystość zarysu, jak
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/331
Ta strona została uwierzytelniona.