teraz zupełnie inaczej, niż dawniej. Roman stał, jak przykuty do miejsca, zdala od Ireny, która, wychylona nieco przez okno otwarte, zdawała się czegoś upatrywać w zmroku nocnym. Wspomnienie wiosenne, razem z nutą walczyka, uderzyło mu do głowy falą tęsknoty i rzewności niewymownej. Tyle lat, tyle hałasu i tłumu, tyle żądz zadowolonych i nadewszystko, tyle, ach, tyle zmaz i skaz na myśli, sercu, życiu dzieliło go z owem wspomnieniem czystem i świętem, że teraz dotknąć go nie śmiał. Poprostu nie śmiał podejść do Ireny i poprosić ją, aby wraz z nim wskrzesiła to wspomnienie, przytłoczone ciężarem lat, które spędzili w rozłączeniu i każde inaczej, tak, zupełnie inaczej! Ona także była wzruszoną i, aby tego nie okazać, odwracała twarz ku ciemności, rozpościerającej się za oknem. Nad nią także przez lata przepłynęła fala, w której nie było pewnie skaz ani zmaz, ale, czy nie istniały smutki i żale, kto wie? Nawet istniały niezawodnie, może też była kropelka żalu do tego, dla którego dziecinne jeszcze jej serce biło mocno przy dźwiękach tego samego walczyka.
Ale w skromnej bawialni Darnowskiej znajdowała się istotka, na którą czas nie spuścił jeszcze żadnego cieniu, ani żadnej kropli gorz-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/333
Ta strona została uwierzytelniona.