Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/334

Ta strona została uwierzytelniona.

kiej. Ją, już rozbawioną gryzieniem orzeszków przez Irusię, muzyka matczyna porywała w siódme niebo. Stanęła przed Romanem i, łapki, ciemne od ogorzelizny, ku jego ramionom podnosząc, poprosiła:
— Potańcz ze mną, Romku... mój drogi, potańcz ze mną...
— Alboż muszka umie tańczyć walca?
— Umiem, Irusia nauczyła..
— A kiedy ja nie mam ochoty...
— Proszę, proszę, mój braciszku...
W nagrodę za tę nazwę, pochwycił ją wpół i kilka razy obiegli dokoła pokój, ku wielkiej uciesze starych sztychów nad kanapą, które w świetle lampy zdawały się nabierać barw i ruchu; ku uciesze też wielkich zmarszczek na czole starego Darnowskiego, które, rozsypując się w promienie ukośne, zdawały się wołać ze śmiechem: «Jak się te dzieci zaprzyjaźniły. Co tu robić! My także mamy swoje pasztety!»
Stefan i Kazimierz rozmawiali z cicha w kącie pokoju, w progu zaś stanął ulubieniec Broni, podwórzowy pies, Czuwaj, wielki i kudłaty, czarny i biały, a, widząc swoją małą opiekunkę, z rozwianymi kędziorkami złotymi latającą, jak motyl po pokoju, parę razy wesoło zaszczekał. Zdysza-