nia tak natarczywy, że ani ominąć go wzrokiem, ani odwrócić się od niego nie mógł. Cóż będzie? Jakże? To, czy tamto? wybieraj! On już nawet wybrał — w teorji. W czasie rozmowy, która w jego obecności toczyła się dziś pomiędzy Stefanem a Rosnowskim, z nim stała się rzecz szczególna. Uczuł, że z całej siły stoi po stronie Stefana. Zbierało się to kropla po kropli przez wszystkie dnie poprzedzające, aż zlało się w kryształ stały i jasny. Jasno już wiedział, że w uczuciach i przekonaniach zjednoczył się ze Stefanem. Ale to była dopiero teorja, w praktyce ukrywała się konieczność powzięcia postanowienia, mającego stanowczo rozciąć mu życie na dwie połowy, zupełnie z sobą różne, a to właśnie przedstawiało trudność wcale niemałą. Trzeba było albo spocząć na fali życia gładkiej i przyjemnie muskającej ciało, chociaż na dnie — wiedział o tem dobrze — chłodnej i — trochę brudnej; albo wziąć życie poprostu za bary i, mocując się z niem, mieć ciało w pocie i udręczeniach częstych, a tylko duszę w sferach ciepłych i czystych. Bo, że taki całokształt istnienia, jaki dobywał się z pojęć i życia Stefana, nie był idylą wiecznie tylko różową, temu Stefan sam nie zaprzeczał; a gdyby nawet zaprzeczał, dość było
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/336
Ta strona została uwierzytelniona.