czął — ale wiedzieć i widzieć — to różnica. Widząc, nie mogę obronić się myśli, że trzeba być chyba łotrem, albo warjatem...
Nie dokończył, bo pan Romuald szorstką dłonią rękę mu nakrył i przemówił:
— Cyt, kotku, cccyt! ostrożnie! ostrożnie, co tu robić, z przezywaniem ludzi łotrami i warjatami! Czyż tacy tylko szukają lepszego życia? Wszyscy to robią, tylko każdy według swojej możności i miary. Oławicki według swojej, inni według swojej. Idzie tu uważasz, kotku, idzie tu, co tu robić, tylko o miarę i możność. Inna miara i możność, rzecz, co tu robić, ta sama. I, kotku, dla tego granic niema... Dla ludzkich pożądań granic niema!
Roman, po chwili namysłu, odpowiedział:
— To prawda; masz słuszność, stryju. Dla tego granic niema!..
Mówił zcicha, bo ciężar coraz większy kładł się mu na piersi. Rzecz szczególna; w stopniu najmniejszym nie był winnym temu, że znalazł Górów innym wcale, niż go sobie wyobrażał; jednak ten ciężar, który mu pierś przytłaczał, był poczuciem winy, własnej winy. Było to tak, jakby odkrył, że jest spólnikiem w dziele, które sądził surowo. Przypomniał się mu «stupudowy
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/364
Ta strona została uwierzytelniona.