Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/368

Ta strona została uwierzytelniona.

na której trzymał splecione ręce. W ten koniec laski, wtłoczony w kilimek, okrywający bryczkę, wpatrywał się tak, jakby wyczytywał z niego to, co mówił. Plecy miał zgarbione, brwi zwisłe nad powiekami i w dół także opadające siwe wąsy.
Roman wydawał się ciągle wzruszonym i bladym. Wzruszenie jego objawiało się przeważnie w oczach, które miały blask niezwykły; czyniło go to w tej chwili więcej, niż kiedyindziej podobnym do Romualda i Stefana Darnowskich, mających oczy wyjątkowo ogniste.
Kilka razy chciał o czemś mówić, ale zawahał się, albo przeszkodził mu towarzysz rozgadany. Z wahaniem też w głosie przemówił:
— Wspomniał mi Kazio Domunt, że prawnik, któryby osiadł w tych stronach gdziekolwiek, w jakiem, naprzykład, miasteczku, mógłby egzystować i być użytecznym. Co myślisz o tem, stryju?
Darnowski podniósł głowę, i spojrzenie jego przesunęło się po twarzy synowca z błyskiem szybkim i żywym. Wnet potem wpatrzył się znowu w koniec laski i po krótkiem zastanowieniu odpowiedział:
— Co do użyteczności, kotku, to czemuż, cze-