Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/372

Ta strona została uwierzytelniona.

ksiądz zaśpiewał u ołtarza i organy zagrały na wysokim chórze.
Roman kilka razy odetchnął z trudnością, jak człowiek, którego płuca znalazły się nagle w atmosferze niezwyczajnej i powiódł wzrokiem po wnętrzu kościoła, przedstawiającym widok jeszcze niezwyklejszy.
Przedewszystkiem od stopni ołtarza do balustrady, rozdzielającej prezbiterjum od nawy środkowej, słała się na białych płótnach mozajka z ziarn zbożowych, od najciemniejszej pszenicy do najjaśniejszego owsa. Na tem tle, przypominającym bronz, złoto i słomę, kupki maku, fasoli i nasion lnianych kładły plamy czarne, białe i brunatne, gdzieniegdzie połyskiwała na tem atomami srebrnymi świeżo spadła rosa wody święconej; gdzieniegdzie z okna wysokiego spływał promień słońca, i w tem miejscu kobierzec z ziarn przybierał pozór metalu roztopionego.
Dalej, za balustradą, aż do zamkniętych wrót kościelnych, wyrastał z mnóstwa rąk ciemnych ogród, uderzający dwa naraz zmysły nagromadzeniem ogromnem barw i zapachów. Były to pierwociny płodów letnich, dobyte z ziemi przez te same ręce, które je teraz podnosiły ku