Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/373

Ta strona została uwierzytelniona.

niebu. Ztąd wysilenie wyobraźni naiwnych, aby je uczynić najozdobniejszemi. Szczegóły niesłychanie znane i powszednie; pomysły prostacze. Czego tam nie było? Rozczochrane jęczmienie, mietlice i drżączki, długie kiście szafirowego akonitu, noszącego nazwę trzewiczków Matki Boskiej, baldachy żółtego kopru, przysłaniające amarantowość buraków, marchwie, ciekawie wyglądające z pomiędzy bławatków, główki kapusty w wiankach astrów, łodygi malw rozkwitłych, pęki makówek suchych, piołuny srebrne, słoneczniki ogromne, mięta, piżmo, barwinek i ruta! Girlandy rozchodników opadały do koła gałęzi, owieszonych jabłkami, rzepy, rzodkwie i kartofle jak nagłówki komiczne siedziały na łykach wysokich. Pasma lnu płowe i lśniące zwieszały się na ramionach; plastry miodu w misach glinianych stały na balustradzie. Wszystko razem biło mnóstwem barw zmieszanych, po których przelewały się połyski kruszcowe.
Z tego ogrodu napowietrznego, który prawie całkowicie zasłaniał głowy i twarze ludzkie, wybuchało zmieszanie aromatów, napełniających kościół od dołu do szczytu. Górowały w nim gorzkie wonie mięt, piołunu i rumianku, wyraźnie jednak odcinały się ostre kopry i kminy, jabłka