Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/377

Ta strona została uwierzytelniona.

jącego się na miejscu dla niego niewłaściwem. Wielka pewność siebie i niejakie przyzwyczajenie do zajmowania sobą miejsc szerokich malowało się w postawie niedbałej i zaokrąglonem ramieniu trzymającego w ręku kapelusz. Powieki miał spuszczone i usta trochę skrzywione, pod krótkim, gęstym wąsem. Ogarniało go znużenie, dosięgające stopnia bezwładu uczuć. W tej twarzy, znużonej i apatycznej, tylko wielkie rozumne czoło myślało, ale łatwo było odgadnąć, że myśl — to jedyne światło, które nigdy w nim nie gasło — znajdowała się ztąd daleko.
Roman odwrócił oczy, pochylił nizko głowę i po raz pierwszy w życiu popadł w zamyślenie takie, w którem człowiek głuchnie dla wszystkiego, co go otacza, a staje oko w oko z duszą własną. Tylko z nią jedną, ale oko w oko. I jeszcze z życiem własnem takiem, jakiem było nie na powierzchni, ale w głębi duszy,
Patrzał, przypominał, porównywał, aż dwa wyrazy uderzyły świadomość jego z jasnością i siłą przeraźliwą. Chciał zrazu cofnąć się przed nimi, ale nie mógł. Znajdował się w momencie psychologicznym, w którym prawda nie może być ani uniknioną, ani odłożoną na później. Jasno i stanowczo tak, jak sędzia czyta wy-