Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/388

Ta strona została uwierzytelniona.

Potem wziął obie jej ręce w swoje i zcicha przemówił:
— Nie ja, nie moje, nie mnie, nie dla mnie...

Patrzał w jej twarz, okrytą wyrazem szczęścia, spłonioną aż do skraju włosów kruczych, i myślał, że w oczach tej kobiety, ku niemu wzniesionych, wschodzi dla niego radośne święto życia. Myślał, że w życiu srogiem jest też miłosierdzie wielkie, które na ofiary ludzkie leje balsamy łagodzące.