jąca, twarz oblał strumień łez. Ale z twarzą w łzach stanęła wyprostowana, szepcąc:
— Tadzio płacze!
Drżącemi rękoma zapaliła lampę, w której świetle oblicze zegara spojrzało na nią z góry i wskaźnikami, szeroko rozstawionymi, objawiło zdziwienie niezmierne.
— Wróciłaś? Jak to! Od wrót nieba wróciłaś?
Zatrzęsła głową.
Ale na rozmowę z przyjacielem starym czasu nie miała; już zstępowała z wschodów prędko, śpiesznie, aż znalazła się w pokoju chorych dzieci.
Wandeczka cicho leżała w pościeli, lecz Tadzio bardzo płakał. Babunia, z głową podniesioną, przebiła się do niego przez gromadkę niewiast, naradzających się i strwożonych. Teraz pomiędzy nim a nią nikt stawać nie może. Ona dla niego wróciła od wrót nieba.
— Kocię najdroższe!
— Babuniu!
Chociaż miał lat kilka, był wątłym, lekkim, i babunia, dźwignąwszy go w ramionach, nosić zaczęła w słabem świetle lampy nocnej, pośród cieni, które od sprzętów padały na ściany. Chodząc, głosem drżącym, czasem aż dygocącym, nuciła stary kurant zegara.
Płacz dziecka ustawał, zmieniał się w ciche chlipanie; twarz drobna, rozpalona gorączką, miłośnie tuliła się do ramienia najdroższego, aż głosik spłakany przemówił:
— Babuniu, wielse!
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Babunia.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.