Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/022

Ta strona została przepisana.

wtedy, to objawiały się one na tle wyłącznie uczuciowem: żal jej było ludzi biednych, zapracowanych, cierpiących. Ilekroć usłyszała, że łajano sługę czy włościanina, uczuwała dla pokrzywdzonego życzliwość, zmieszaną z litością; bony swej, Niemki, Fechnerki, nie lubiła dlatego głównie, że ta była złą dla służby.
W klasztorze, wiedząc już, że po zawczesnej śmierci siostry swej Klemuni, jest jedyną, a bogatą dziedziczką, nieraz roiła o wyzwoleniu włościan miłkowskich.
Wyszedłszy zamąż i zamieszkawszy na Polesiu wołyńskiem w Ludwinowie, doświadczała nieraz chęci dopomożenia chłopom; zbierał ją taki żal nad temi zapracowanemi ludźmi, że od płaczu wstrzymywać się musiała. Nie wiedziała wtedy jeszcze sama, coby jej zrobić wypadało, jak objawić czynnie swe uczucia. Obchodziła się więc tylko życzliwie, chętnie rozmawiała zarówno z liczną i różnorodną służbą, jak i z chłopami, których przy danej sposobności widziała. A sposobności takich nie brakło. Przychodzili wieśniacy do ogrodu dworskiego na roboty różne, do dziedzica z interesami, kobiety wiejskie przynosiły na sprzedaż jagody, grzyby itd. Wielu więc mieszkańców wsi ludwinowskich znała młoda dziedziczka po imieniu, miała pomiędzy nimi ulubieńców i ulubienice; na dożynkach i weselach, które z „korowajem“ do dworu przyjeżdżały, znajomości te rozszerzały się i utrwalały. Zresztą do czynniejszego zajęcia się losem mieszkańców wiejskich nic wtedy nie zmuszało. Włościanie okolic owych, posiadający dobre grunta i rozległe pastwiska, żyli we względnym dostatku; żadna katastrofa: ani głód, ani mór, ani pożoga, nie dotknęły ich w owej porze. Chyba więc jakiemś wstawieniem się za nimi do męża, jakąś doraźną pomocą, okazywać się mogło spółczucie młodej dziedziczki. Niebawem atoli nadeszła chwila, w któ-