Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/031

Ta strona została przepisana.

z radością zatrzymywałam się przed mieszkaniem Melki, lotem strzały wbiegałam na schody, zdala i głośno wołając, aby ubierała się coprędzej i ze mną jechała. Najczęściej wybiegała naprzeciw mnie, lekka, rumiana, z zawiniętemi rękawami sukni, w gospodarskim fartuszku... Porywała mnie i wodziła po wszystkich zakątkach obszernego i dostatniego mieszkania swego ojca... Pokazywała mi wszystko, opowiadała, wzywała rad moich co do zarządzania obiadami, przyjmowania ojcowskich gości, utrzymywania w rygorze dziesięcioletnich braciszków i sześcioletnich siostrzyczek. Wzajemnie, wszystkiem, co mówiła mi i powierzała, przejmowałam się szczerze i głęboko: chwaliłam, ganiłam, doradzałam. Boże! jakież to być musiały sądy i rady!... Ale ona przywiązywała do nich wielkie znaczenie... Czasem, przy tych wszystkich bardzo poważnych rozprawach i naradach, ogarniała nas taka ochota do swawoli, że zaczynałyśmy biegać po wszystkich pokojach, gonić się, grać w chowanego, śmiejąc się przytem tak, jak niewolno nam było śmiać się gdzieindziej: głośnemi, długiemi gamami śmiechu. Nie miewałyśmy wtedy ani wyciągniętych szyj, ani zbyt szeroko rozwartych, lub lękliwie spuszczonych ku ziemi oczu, ani sztucznie poważnych ruchów, przypominających nastrzępione i neruchome skrzydła uczących się pływać gąsek. Biegając, zaledwie dotykałyśmy ziemi, a w głowach, piersiach i na twarzach, czułyśmy upał najświeższej młodości. Gdy zdyszane, niewiedzieć czem tak niezmiernie rozweselone, z rozrzuconemi włosami i wykrzywionemi kokardami eleganckich sukien, wbiegałyśmy do salonu, Melka padała na taboret, stojący przed otwartym fortepianem i prędko, szumnie poczynała wygrywać polkę lub walca. Młodsze rodzeństwo jej, które w roli widzów i aktorów przyjmowało udział w gonitwach i w grach naszych, uszczęśliwione rozpoczynało w takt jej muzyki różne skoki, z któ-