Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/032

Ta strona została przepisana.

rych ona koniecznie prawidłowe tańce uczynić pragnęła. I oto zamieniałyśmy się obie w mistrzynie tańców, łącząc w pary człopczyków i dziewczynki, nauczając je sposobów posuwania nóżkami w polce lub walcu, kręcąc się wraz z niemi i jedna drugą co moment przy fortepianie zastępując.
„Powóz, którym przybywałam, stał sobie i stał przed bramą domu; stangret, niestety, aby nie zmarznąć w ten dzień zimowy, z całej siły uderzał rękoma o piersi i boki, a myśmy się bawiły tak dobrze i wesoło, jak prawie nigdy nie zdarzało się nam bawić gdzieindziej.
„Potem, gdy, przypomniawszy sobie przejażdżkę, siadałyśmy obok siebie w powozie i jeździłyśmy czasem godzinę całą po ulicach miasta, dziw mię teraz zdejmuje na myśl, jak zupełnie byłyśmy nieświadome otaczającej nas ludzkości i doskonale dla niej obojętne! W mieście podówczas bardzo ruchliwem i dość zamożnem, ludzie wszelakich stanów ruszali się, roili, szli, śpieszyli; myśmy jednak dla nich nie miały oczu, ani uszu, ani ciekawej, lub współczującej uwagi. Ktokolwiek nie należał do koła znajomych naszych i na widok nasz nie składał powitalnego ukłonu, nie istniał dla nas. Ani promyka wiedzy nie było w nas o tem, co ci wszyscy ludzie robią na świecie, jak żyją, myślą, czują i cierpią, i ani iskry chęci dowiedzenia się o tem. Gdyby podówczas ktokolwiek nam powiedział, że same kiedyś w ten tłum nieznany wpadniemy, zmieszamy się z nim, wraz z nim pracować, za niego cierpieć i walczyć będziemy; z jakimże zdziwieniem wyciągnęłybyśmy nasze szczupłe szyje i z jakim przestrachem rozwarłybyśmy oczy!... tak była doskonałą nasza nieznajomość prawdziwego, wielkiego swiata. O! świecie wielki, o! świecie piękny, a przecież nieszczęsny, który płyniesz oceanem niezliczonych i nieprzejrzanych w rozmaitości swej zjawisk, jakże maluczkiemi i bez winy