szą, powieściową, częścią idąc za instynktową pobudką siły twórczej, częścią dla łatwiejszego oddziaływania na masy.
Twórcza zdolność Orzeszkowej, której zarodka możnaby poszukiwać w artystycznym talencie rodziny Pawłowskich — przypominam, że stryj jej, jako malarz, rokował wiele — objawiała się od samego dzieciństwa. Wszakże owe, odegrywane wspólnie z siostrą, sceny historyczne bywały jej także pomysłu i dowodziły, że wyobraźnia jej nie tylko bierną, ale i czynną być potrafi. W czasie choroby siostrzyczki opowiadała jej przed ukończeniem jeszcze siódmego roku życia jakieś bajki i historye, które komponowała sama, a które spowodowały odezwanie się ukochanej przez nią nauczycielki, panny Kobylińskiej: „Ziunia będzie autorką!“ — zo znowu wywołało prawie gniewną odpowiedź matki: „Niech Bóg broni! proszę jej tem głowy nie nabijać.“ Na pensyi u pp. Sakramentek pisywała zawzięcie wiersze i była jedną z tych uczennic, z pod których pióra wychodziły wszystkie ćwiczenia polskie i francuskie dla całej klasy. Nieraz dziennie po 20 takich wypracowań na jeden temat dokonywała, otrzymując w nagrodę przepisane ładnie własne swoje kajety, kaligrafią bowiem miała szkaradną. W końcu na tych kompozycyach poznał się nauczyciel języka polskiego, Kowalewski: „To panna Pawłowska pisała“ — mówił odrzucając zeszyt jednej i drugiej z jej koleżanek, tak, że ona musiała zaprzestać szkolnego fałszerstwa i sama swoje kajety przepisywać na czysto. Potem, gdy myśl jej od r. 1860 nanowo pracować zaczęła, wróciła też chęć do pisania. Rzucała tedy na papier myśli oderwane, uwagi o ludziach ją otaczających, tak nazwane przez siebie „strofy prozą,“ w których spowiadała