Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/109

Ta strona została skorygowana.



II.


Białemi obłokami pokryte, szarzyzną omglone, niebo nizkie i zadymione sklepienie wznosiło nad rozłogiem gładkim, monotonnym, powleczonym nieskazitelną białością. Był to rozłóg pól urodzajnych, pszennych i łąk w innej porze wzrastających kwiecisto i bujnie; teraz przecież te, kiedyindziej złote, zielone, różnobarwne pola i łąki nawet uschłemi badylami nie przebijały grubej warstwy śniegu. Panowała nad niemi cisza, niekiedy tylko chrapowatemi głosami wron przerywana, i monotonia, w którą zrzadka rozsypane wierzby i grusze wlewały tu i owdzie samotne i smutne nuty.

Nawet rozrzucone po wielkiej równinie wioski, z dachami i drzewami pokrytemi śniegiem, zlewały się w jedno z otaczającym je gładkim bezmiarem białości; nawet drogi, tu i owdzie rzędami drzew odznaczone, najczęściej puste, kiedy niekiedy tylko migotały ciemnym z oddali, szybko pomykającym punktem chłopskich sanek, lub roz-