Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/119

Ta strona została przepisana.

jadą, — odpowiedziało mu parę głosów, a Konstanty, na kanapie rozparty, z tajemniczą miną wyrzekł:
— Kazimierz Jaśmont dziś tu przyjedzie...
— Czego? Po co? czy konia masz do sprzedania? — jednogłośnie u stołu zapytano.
Konstanty głową pokręcił i z tajemniczym uśmiechem odpowiedział:
— Większy tu troszkę targ nastąpi, niżeli o konia...
Pełen powagi i zadowolenia z siebie, z kanapy powstał, uśmiechał się wciąż tajemniczo i patrzał przebiegle.
— Na różne choroby są różne sposoby, — zaczął — otóż na tę chorobę ja jeden sposób wymyśliłem: pojechałem do Jaśmonta i powiedziałem: Jeżeli będzie tak a tak, to jest podług mojego życzenia, ja Salusi sześćset rubli posagu na stół wypłacę...
Pancewiczowa i Zaniewska aż podskoczyły na stołkach, a on, prostując się i ręce w kieszenie wkładając, dokończył:
— Bo kiedy ja coś przedsięwezmę, to już niczego nie pożałuję, aby dokonać... choć własnej krwi utoczę, a dokonam... Może mnie przyjdzie tęgo siebie w garści ścisnąć, głodem przymrzeć, bez butów pochodzić, ale co powiedziałem, dokonam. Jeżeli stanie się tak a tak, to jest podług mojego życzenia, sześćset rubli posagu na stół jej dam... Kiedy bieży, to bieży, a gdy upadnie, to leży! U mnie tak!
Skończył i czas jakiś trwało milczenie, które przerwała Pancewiczowa, z dłonią przy policzku i dziwnie migocącemi oczami w tył i naprzód kołysząca się na stołku.
— Jednakowoż, — głośno, prędko i piskliwie mówić zaczęła, — jednakowoż Kostanty jest bardzo niesprawiedliwy! Dla jakiejże to przyczyny najmłodszej siestrze aż sześćset rubli posagu ma wypłacać, kiedy starsze dostały tylko po trzysta?
— To jest prawda! — kręcąc się na stołku i jeszcze głośniej, powtórzyła Zaniewska — wszystkim trzysta, a je-