Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/148

Ta strona została przepisana.

piowatej minie i kołkowatej figurze, te rozkochane i zasmucone oczy tak śmiesznie wyglądały, że pomimo wielkiego i wcale nie wesołego wzruszenia Salusia zaledwie śmiechem nie parsknęła. Jak krew czerwone jej wargi drgnęły i zatrzęsła się broda; jednak silnie w zębach język ścisnęła i śmiech zdławiła w gardle, bo niechże Bóg broni, aby miała naigrawanie jakie okazać tak grzecznym i zaszczytnym swatom! Jaśmont, powtórną jej odmowną odpowiedzią jeszcze nie zrażony, poważnie, pogodnie przemawiał, że dane słowo jest rzeczą ważną i pięknie to za panną Salomeą przemawia, iż dotrzymać go żąda, ale, że co się tyczy małżeństwa, to tutaj przysięga tylko przed ołtarzem świętym złożona dwoje ludzi na wieki wiąże, a dopóki jej nie było, wszystko można poczciwie i przystojnie rozwiązać, nikomu ubligi nie czyniąc, ale jednej stronie zarówno jak drugiej, drogę do szukania szczęścia wolną pozostawiając.
Tu Pancewiczowa swatowi w mowę wpadła i donośnie zawołała:
— A pewno! ten pan może sobie inszą żonę znaleźć i dla niego daleko od Salusi stosowniejszą. Chłopinek, chwała bogu, nie mało na świecie!
— Temu panu, jeżeli dobrowolnie od mojej siostry nie odczepi się, ja wszystkie zęby w gardło wepchnę! — prawie zaryczał już Konstanty.
Salusia zaś, z błyskawicą w oczach zaraz odpowiedziała.
— Do tego pana ja bardzo przywiązaną jestem, a żebym też i przywiązaną nie była, słowa jemu dotrzymać muszę.
Tym razem Jaśmont już zmarkotniał, rudawe, gęste brwi zjeżył i ze spuszczoną głową zamyślił się. Wśród obecnych zaś zakotłowało jak w garnku, ale zcicha, wrzawy bowiem przy obcych i w tak uroczystej okazyi robić nie wypadało, więc mężczyźni sarkali:
— Babskie bałamuctwa!