Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/158

Ta strona została skorygowana.

czyny, majątku się wyrzecze. — Ot, jak na świecie jest: Boże mój, Boże, czemu to tak jest na świecie?

Pogrążona w tych myślach, które oplątywały zagadkę własnego jej losu, nie słyszała cichych stąpań człowieka, który wyszedł z chałupy i, spostrzegłszy ją za płotkiem stojącą, ku niej zmierzał. — Cicho po śniegu szedł, bo na nogach nie miał butów, tylko grube płócienne szmaty. — W kapocie, poniżej kolan sięgającej, bez czapki, stanął przy niej i zcicha wymówił: — Dobry wieczór Salusi!..


Podniosła głowę, uśmiechnęła się do niego. Tak potrzebowała wygadać się przed kimś, wyskarżyć się przed jaką duszą przyjazną, a nieswarliwą, że ogromnie ucieszył ją jego widok.
— Jak to dobrze, że Gabryś tu przyszedł! — zawołała — może Gabryś mnie co powie, może co poradzi. Ja taka biedna, biedna, biedna!
Z załamanemi rękoma, cicho i prędko szeptać zaczęła:
— Co mnie tu czynić? co mnie tu robić? Tak mnie oni męczą, tak straszą, takim wstydem karmią! Czy ich posłuchać, czy jemu słowa dotrzymać? Czy familii i majątku wyrzec się? czy jego opuścić? Oj, nie mogę ani jednego, ani drugiego zrobić! Niech Gabryś mnie poradzi! Mój drogi, mój złotny Gabrysiu, poradź ty mnie co-