Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/161

Ta strona została przepisana.

westchnął cicho, ale tak głęboko i ciężko, że aż zadrgała mu na piersi gruba kapota. — Dotknęła ręką stanika, za którym zaszeleścił papier.
— Ot dziś, przed samym wyjazdem, otrzymałam list od niego, odpowiedź na moje doniesienie, że brat rozgniewany i grozi, iż ani grosz posagu mnie nie da. Więc on na tę wiadomość odpowiada: Ty o to nie dbaj, że posagu nie dostaniesz: mnie twój posag nie potrzebny. Ja ciebie choć w jednej koszuli wezmę, a jeszcze za szczęśliwego będę się poczytywał przez to, że wszystko odemnie jednego będziesz miała. Ot jaki on! I jak mnie tu jego wyrzec się! jak mnie o nim zapomnieć, jak tu jego przehandlować na tego kołka!..
Tu, pomimo łez, które napełniały jej oczy, zaśmiała się:
— O, Jezu! jaki on śmieszny ten Cydzik! jaki niezgrabiasz! i taka niedostala trawa, taki smarkaty! Jaż od niego pewno ze trzy lata starsza!
— A pewno! — potwierdził Gabryś, — jemu dziewiętnaście lat skończyło się nie dawno. Ja o tem wiem.
I po chwilowym milczeniu, bardzo cicho, z trudnością jakby, rzekł:
— To niech Salusia za sercem idzie... niech na nic nie uważa, niczego nie lęka się i za sercem idzie!
Ona znowu, o płot oparta, nizko pochyliła głowę i znowu szeptać zaczęła, a w szepcie jej słychać było żal i nadąsanie:
— Łatwo to Gabrysiowi mówić. Mnie familii szkoda. Brat dla mnie też dobry i sióstr ja nigdzie na świecie drugich nie najdę. Oni mnie wyrzekną się i noga moja nigdy już w tym domu, w którym rodziłam się i wyrosłam, nie postanie...
Rozżaliła się znowu i z płaczem walczyć zaczynała.
— Przytem okropny mnie wstyd zdejmuje, kiedy ludzie naigrawają się, że on jest nieszlachetnego urodzenia, i okropny strach, kiedy pomyślę, że on ka-