Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/165

Ta strona została przepisana.

wiania dworskich budynków we właściwej porze i w należytym gatunku otrzymywać nie mógł. Przypominał, prosił, kłócił się, skarżył nawet: nic nie pomagało, a szkody i niewygody wynikały z tego ważne i niemiłe. Teraz wcale co innego; wszystko idzie prędko, rzeźko, akuratnie, kiedy i jak potrzeba. Ten młokos wybornie zna się na tych rzeczach, a przecież i czyta o nich jeszcze, całemi niekiedy wieczorami zanurzając sie w tych książkach, które sobie u głównego zarządu książęcych lasów uprosił. Do pracy ochotę ma wielką, ale jeszcze większą ambicyę, i ta pchałaby go naprzód wtedy nawet, gdyby go kiedy i lenostwo opanowało. Zdaje się, że i przyszłości swojej nie byle jak myśli, to też i pewno będzie ją miał nie byle jaką. Onegdaj jeszcze przy wieczerzy powiedział: „Gdybym był szkoły skończył... ho, ho! Ale i samemu wiele nauczyć się można, byle zdatność i ochota były. To już wiem, że z moich raportów tam w zarządzie kontenci, więc tak im w Laskowie las urządzę, aby za dwa, trzy lata do większego mnie przenieśli!“ Powiedziawszy to, zerwał się od stołu, a że wieczerza skończoną już była, więc zawołał:
— Panno Aurelio! Panno Zofio! Panno Karolino! Cztery kąty, a piec piąty!
Dziewczęta migiem w trzech kątach stanęły, ale Antek gdzieściś przepadł, więc, Boże odpuść! matkę, jak te drapieżne ptaki, porwali, aby czwartym kątem była. Jęczała, piszczała, ale w kącie stanęła i dawaj latać od pieca, który pośrodku z rozpostartemi rękami stał, uciekając. Latając, jęczeć i piszczeć nie przestawała, co przy małej i cienkiej jej figurce, czyniło ją bardzo do myszy podobną. Kulesza myślał, że pęknie od śmiechu, aż mu się też żal zrobiło żony, przez dzień cały dobrze stuptanej, i, posadziwszy ją na stołku, sam latać zaczął. No, było to latanie, aż okna trzęsły się i podzwaniały, wcale też nie szybkie, a jednak dziwna rzecz, piec ani razu go nie złapał. Co złapie który z kątów, to pewnie