Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/170

Ta strona została przepisana.

— A co? czy fałszywy prorok ze mnie? — szepnęła Aurelka do Jerzego.
On jakby w promieniach cały stanął. Widać było, że ucieszył się ogromnie i wielką niecierpliwość uczuł, jednak, ku nadchodzącemu posłańcowi patrząc, krokiem nie ruszył się z miejsca. Może przez wstyd i dumę nie chciał przed wszystkimi okazywać, jak bardzo listu od narzeczonej pożąda. Wszyscy też pomilkli i z ciekawością na niego patrzyli; nawet trzej leśnicy, jego podwładni, przestali obrywać szyszki i z pospuszczanemi rękami stanąwszy, w niego wlepili oczy. Posłaniec też, od psów uwolniony, szedł prędko i wkrótce, ze stopami w opiłkach i wiórach grzęznącemi, przed Jerzym stanął. Był to człowiek w znoszonym kożuchu i starej czapce, na pozór gapiowaty, w gruncie jednak może i przebiegły, bo z pod brwi gęstych żartobliwy jakby wzrok w Jerzego wlepiał. Naprzód nieco pochylony, za kożuchem u piersi szukał czegoś dość długo i ciągle na Jerzego patrzał.
— Kto ty taki? — zapytał Jerzy.
— Parobek od Konstantego Osipowicza, — odpowiedział — i nakoniec wyciągnął z za kożucha list, a Jerzemu go podając, rzekł:
— A to od Salusi Osipowiczówny... od panienki...
Przy ostatnim wyrazie uśmiechnął się pod zbielałym od mrozu wąsem, ale Jerzy tego nie widział, bo, z niepodobnym już do ukrycia pośpiechem list pochwyciwszy, prędko rozdarł kopertę i nagle, ze zsuniętemi brwiami, z żyłami na czole krwią nabiegłemi, ręce opuścił. Z rozdartej koperty wypadł i u stóp jego, na pagórku miałkich piłowin leżał, w promieniu słońca błyszcząc, mały, złoty pierścionek z perełką. Aurelka krzyknęła, poczem, nierada z siebie, w obu garściach ukryła usta; Karolka i Zosia parsknęły śmiechem, Kulesza zaczerwienił się i szeroko wytrzeszczył oczy, Kuleszyna splasnęła rękoma i zajęczała: Jezus Marya!, jeden zaś z leśników poskoczył, pierścionek podniósł i Jerzemu podał. Uczynił to niby