Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/178

Ta strona została przepisana.

Gadał do mnie, a w drugą stronę patrzał... jak waryat! Żeby on sobie tylko czego złego nie zrobił! Co to jest fuzyę ciągle na plecach trzymać, w desperacyi będąc! Niech Floryan cokolwiek na to poradzi, żeby on sobie czego złego, broń Boże, nie zrobił!
Przeciw zwyczajowi swemu Kulesza nie żartował z nieśmiertelnych, jak się wyrażał, jęków żony, zapalczywie jedząc piwo i znajdujący się w niem ser przeżuwając, z niebywałą szybkością wąsami poruszał, a nieruchomemi oczami w przeciwległą ścianę patrzał. To zmieszanie łakomstwa z zamyśleniem nadawało jego twarzy wyraz bardzo pocieszny, ale Kuleszyna wcale tego nie spostrzegała i, małe ręce na kolana opuściwszy, małą główką smutnie trzęsąc, westchnęła:
— Ach, ach, ach, do czego to zawiedziona miłość doprowadzić człowieka nie może!
Tym razem Kulesza nie wytrzymał już i zażartował.
— Czy Teofila zawiedzionej miłości doświadczała, że tak o niej mówi? Zdaje się, że ja nigdy takiego zawodu nie sprawiłem, więc chyba obok mnie był u Teofili jeszcze kto inny...
— Floryan plecie... — szepnęła.
Ale i on też zaraz żartować przestał. Duża salaterka, wpierw pełna jak oko, pustem dnem już świeciła, więc usta i wąsy starannie serwetą otarł i z powagą do żony rzekł:
— Niech Teofila żadnych strasznych myśli do głowy sobie nie przypuszcza. Jerzy jest zanadto rozsądnym, aby dla lekkomyślnej dziewczyny, która go opuściła, życia siebie pozbawiać miał. Posmęci się trochę, posmęci i przestanie. Najlepiej go przez czas jakiś w spokojności pozostawić. Niech je, gdzie chce, i robi co chce, dopóki się nie wysapie, a jak wysapie się, taki będzie, jaki był!
Kilka dni minęło, w czasie których Jerzy zaledwie parę razy do Kuleszów zaszedł, i to na krótko, widocznie przez grzeczność tylko, i aby niewdzięczności względem