Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/184

Ta strona została przepisana.

sznie też wszedł do jadalnej izby, ale daremnie, świecę jak najdalej wysuwając, dokoła się rozglądał: nikogo dostrzedz nie mógł. Nic też już nie słyszał; płacz umilkł i tylko śród ciszy nocnej rozchodził się po izbie równy, powolny tentent starego zegara. Kulesza, myśląc, że mu się coś wydało, miał już odejść, gdy tak poruszył świecą, że promyk jej upadł na świecącą w najdalszym kątku izby, pomiędzy ścianą a stołem jadalnym, białą spódniczkę.
— Kto tu taki? — zapytał.
Najmniejszej nie było odpowiedzie, tylko biała spódniczka poruszyła się lekko i za stołową noga zaszemrało znowu tłumione łkanie. Tym razem Kulesza, parę stojących mu na zawadzie stołków ze stukiem potrącając, prędko zbliżył się do tajemniczego kątka i, za nogę stołową zajrzawszy, ze zdziwieniem wykrzyknął:
— Awrelka! A ty tu co robisz?
Co robiła? Po prostu ukryła się w tym kącie dla tego, aby wypłakać się do woli. Nieco pierwej musiała zapewne przed siostrami udawać, że rozbiera się i do snu kładzie, bo miała na sobie tylko koszulę i białą niedługą spódniczkę. Zresztą, bosa była, a na ramiona jej, białe i okrągłe ramiona młodziutkiej blondynki, których nie zakrywała, tak, jak i szyi, nizko opadająca koszula, rozsypywały się blado-złote włosy. Temi włosami wpół zasłonięta siedziała na ziemi, z łokciami na podniesionych kolanach i z twarzą w dłoniach.
— Awrelka, — zawołał Kulesza, — co to jest? czego beczysz?
Chwilę jeszcze nie odsłaniała twarzy i nie odpowiadała, aż nagle zerwała się z ziemi, oba ramiona ojcu na szyję zarzuciła i, ruchem pieszczonego dziecka tuląc sie do niego, drżąc, z płaczem mówić zaczęła:
— Mój tateczku! niech się tatko na mnie nie gniewa, ale niech tatko co takiego zrobi, aby jego pocieszyć, aby jemu cokolwiek poradzić, aby jego wyratować... Mój tateczku kochany! niech tatko tylko pomyśli, a pewnie co-