Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/197

Ta strona została przepisana.

machliwych gestów, poznać można było, że nic już na świecie nie zdołałoby słów jego powstrzymać.
— A tak jest, jeżeli dla kupy bałwanów wszystkimi ludźmi, a dla jednej niestałej frygi, wszystkimi kobietami i ich kochaniem poniewierasz, — toś głupi! Otóż, na złość ci powiem... tak jest, na złość, i abyś zawstydził się... że może jest na świecie taki szlachcic, któryby za ciebie chętnie córkę wydał i taka panna, od tamtej może nawet troszkę lepsza, któraby dla ciebie może stałe kochanie miała... żebyś... żebyś... żebyś... nie był głupi!
Zasapał się i wnet po uniesieniu wpadł w markotność. Żałował tego, co powiedział; tak daleko zajść w rozmowie z Jerzym nie chciał i nie zamierzał; ale, jak zwykle z nim bywało, to, co na sercu i w myśli miał, wybuchnęło mu na język, który teraz trochę zębami przygryzał, ale już nie w czas, — nie w czas, bo Jerzy sens słów jego odrazu zrozumiał i nie zadziwił się nawet, tylko długo i uważnie na niego popatrzał. Nie zadziwił się może dlatego, że i dawniej już miał te i owe domysły i spostrzeżenia, ale po chwili opanowało go wzruszenie wielkie i bardzo widoczne, a w całym wyrazie twarzy, z jakim na Kuleszę patrzał, widać było rzewną życzliwość i wdzięczność. Zanim jednak cokolwiek mógł odpowiedzieć, usłyszał tuż za plecami głuchy po śniegu tentent konia, obejrzał się i z okrzykiem: „Mama!“ rzucił się ku nadjeżdżającym jednokonnym sankom, na których siedziała przygarbiona, w płachty szczelnie owinięta postać kobieca. Było to już na dziedzińcu dworskim, blizko oficyny, więc gdy sanki przed drzwi tej ostatniej podjechały, Kulesza, który zatrzymał się był w pobliżu, widział Jerzego, jak objąwszy kobietę, niby piórko zdjął ją z sani, a powożącemu wyrostkowi rękę tak ścisnął, że aż nią mocno zatrząsł. Na twarz wystąpiła mu radość; o Kuleszy i rozmowie z im, zdawać się mogło, że zapomniał.
Kulesza zaś wszedł do jadalnej izby, w której wszystkie dzieci swoje znalazł. Ponieważ był to dzień