niedzielny, więc Aurelka, w tym samym kątku, w którym wczoraj rozmawiała z ojcem, smutnie jakoś do ściany przytulona, książkę w starej oprawie czytała, Antek z głową na jej kolanach opartą spał; Karolka i Zosia, szepcąc i chichocząc pomiędzy sobą, trochę bąki po izbie zbijały, trochę nakrywały stół do wieczerzy. Jękliwy głosik Kuleszyny dochodził tu z kuchni, przez drzwi zamknięte, razem z zapachami smażącej się tłustości i swieżego jakiegoś pieczywa. Kulesza, wszedłszy, zapachy te nosem pociągnął i zaraz odgadł z nich doskonałą hreczaną babkę ze słoniną. Uśmiechnął się.
— Ehe! Teofila dziś występuje!
I, na żadną z dziewcząt nie patrząc, rzekł:
— Do pana Jerzego matka i brat przyjechali. Niech która koza skoczy i poprosi do nas na wieczerzę.
Dwie młodsze kozy spojrzały po sobie.
— Niech Awrelka skoczy, bo ubrana — odezwała się Karolka.
Istotnie, one same były w zupełnych negliżach: bose, z roztarganemi kosami, w codziennych spódnicach i kaftanach. Zbyt młode, aby w stroju kochać się już mogły, swawoląc i pomagając w kuchni matce, o ubieraniu się zapomniały. Aurelka, przeciwnie, była po niedzielnemu ubrana, miała na sobie czarną, wełnianą sukienkę, z obcisłym stanikiem, błękitną wstążkę na szyi i prunelowe buciki na nogach. Od starannego uczesania gruba jej kosa, nad głową zwinięta, połyskiwała jak blade złoto. Pomimo niewysokiej i nieco krępej kibici, zbyt szerokich policzków i zbyt małego noska, wyglądała w tym stroju na zgrabną, świeżą i ładną panienkę. Gdy tak ubrana i wyglądająca do mieszkania Jerzego weszła, zobaczyła starą, szczupłą, pomarszczoną na twarzy chłopkę, przy stole na jednym stołku siedzącą, a przystojnego wyrostka w siermiędze, na drugim. Jerzy stał przed nimi i z ożywioną twarzą słuchał tego, co mu na wyścigi oboje
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/198
Ta strona została przepisana.