Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/200

Ta strona została przepisana.

— Tatko i mama kazali mnie panią Mikołajową i pana Jerzego...
Tu do Jerzego brata zwróciła się:
— I pana... bardzo pięknie na wieczerzę prosić. Niech pani Mikołajowa i pan Jerzy i brat pana Jerzego, będą łaskawi nas odwiedzić i wieczerzę z nami zjeść. Tatko i mama pięknie proszą i my wszyscy także.
W godzinę lub nieco więcej potem Kuleszyna i Mikołajowa, przy stole jeszcze siedząc, prowadziły z sobą głośną i zawziętą sprzeczkę o to, czy przed rozściełaniem lnu na trawie trzeba go moczyć, czy nie trzeba; Kulesza, po obfitej kolacyi szeroko na krześle rozparty, fajkę na krótkim cybuszku palił; młodsze dziewczęta ze stołu zbierały i przystojnego lecz bardzo nieśmiałego wyrostka w siermiędze z żartami i śmiechem przyzywały co chcilę do różnych usług i pomocy; Jerzy z Aurelką w cieniu nieco u okna stał, bo na stole paląca się nieduża lampa nie wszystkie kąty izby dobrze oświecała.
— Czy panna Aurelia przebaczy mi kiedykolwiek, że w żalu i gniewie na cały świat będąc, przyjaźń pani odrzuciłem? I czy ta przyjaźń kiedykolwiek przywróconą mi zostanie?
Aurelka żartobliwie odpowiedziała.
— Ja nie zawzięta i jeżeli pan Jerzy życzy sobie, abyśmy znowu w przyjaźni ż sobą byli, to i owszem. Tylko już teraz to proszę mi wszystko mówić i powierzać, bo za każdą skrytość okropną pokutę zadam.
— Jakaż to będzie pokuta? — zapytał.
— Taka, że pan Jerzy będzie musiał przynajmniej przez cały dzień o pewnej rzeczy i o pewnej osobie nie myśleć.
— Ja i teraz już o niej myśleć przestaję — szepnął.
— To znów źle, to już zbyt wielka jest niestałość! — sprzeciwiła sie niby nadąsana, ale usta jej drżały tłumionym śmiechem. Była wesołą, a z pod białego czoła i blado