Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/203

Ta strona została skorygowana.



V.


Konstanty Osipowicz w swojej nowej, wielkiej stodole młócił owies, który dobrze obrodził w tym roku i którego ani części jeszcze nie sprzedał. To powstrzymywanie się ze sprzedażą głośno i otwarcie przypisywał swojemu rozumowi. „Bo do wszystkiego — mówił — trza mieć rozum. Ja czego nie wiem i wiedzieć nie mogę, bo w boskich ręku jeszcze pozostaje, to odgadnę, albo i przeczuję. Drugi dawno połakomiłby się na ceny i pozbył się owsa, a ja odgadłem potrzebę, w jakiej się najdę! Tak jakby mnie coś do ucha szeptało: niech to ziarno poleży jeszcze sobie! A cóż to szeptało? rozum i kwita! fiu! fiu!“

Potrzeba zaś była taka, że weselników zjechać się miało wielu, a on był zbyt ambitnym, aby mógł nie zasypać każdemu „gościowemu“ koniowi choćby małego i choćby z sieczką zmieszanego garnczyka owsa. W innym czasie ta ujma w dochodach martwiłaby go ogromnie, ale teraz pomyślny obrót małżeńskiej sprawy siostry taką mu sprawiał uciechę i dumę, że czasem tylko i trochę jedynie markotniał, starając się w dodatku tego po sobie nie pokazywać.