Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/214

Ta strona została przepisana.

chcę przysmaki będę jadła, a pomimo to, tak smutno, tak źle...
On tymczasem, pomyślał chwilę, aż cichutko na swoich podartych podeszwach stąpając, jakby skradając się, podszedł do okna i, parę kwitnących gałązek heliotropu zerwawszy, przed Salusią z niemi stanął.
— To może Salusia kwiatek sobie do włosów przypnie? Proszę przypiąć! taki pachnący! Ale pewnie bez lusterka uczynić tego nie można? u mnie jest kawałeczek lusterka, zaraz przyniosę...
I już po kawałeczek lusterka iść miał, kiedy ona wstała, splecione ręce nad głowę wyciągnęła i mówić zaczęła:
— Nie chcę ja kwiatka, nie chcę lusterka, nie chcę niczego... pójdę już sobie...
Poszła, o pożegnaniu się z nim ani myśląc, a on jej nie zatrzymywał, z gałązkami heliotropu w palcach, na środku izby stał, jak skamieniały. Z zamyślenia wyrwało go stękanie i jęczenie w kuchence.
— Gabryś... oj, oj, oj! bój się Boga, Gabryś! Czemu ty garnków od ognia nie odstawisz? Toż wykipią i łyżki ciepłej strawy do gęby wziąć nie będzie! Gabryś... pewno tam na co zagawronił się, gamoń, harbuz! Oj, oj, oj! Gabryś, głupi Gabryś... choć ziółek napić się daj!
W godzinę później Salusia z Pancewiczową do blizkiego miasteczka pojechała po niektóre jeszcze przedślubne sprawunki, a gdy około wieczoru wróciła, kilka dziewcząt i kawalerów przyszło prosić, aby z nimi na hurbę czyli na tańcujące zebranie poszła. Od przejażdżki zarumieniona, porobione sprawunki z zadowoleniem dziewczętom pokazując, drożyła się jednak, odmawiała, lecz aby tylko podrażnić się trochę z tymi, którzy ją otaczali, prosili, zaklinali. Nigdy przedtem w całej okolicy tak nie lubiono jej, jak teraz, nigdy nie miała tylu asystentów i pochlebników. Zdarzyło się jej było i przedtem parę