Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/215

Ta strona została przepisana.

partyj nie bardzo złych, ale nie bardzo i dobrych, za któremi ani brat, ani siostry, ani jej własne upodobanie wcale nie obstawały, więc je odrzuciła. Bywali też i dawniej tacy, którzy dawali jej do poznania, lub też i wyraźnie mówili, że jest najładniejszą panną w okolicy i na wiele mil dokoła, że pięknego losu warta, że przy niej nie jedna i wcale droga panna tanieje. Ale nie zdarzało się to ani tak ciągle, ani od takich ludzi, jak teraz. Teraz ceny wprost na nią nie znano. Adaś Strupiński desperował przed Pancewiczową, że Cydzikowi dał się uprzedzić; Józik Łozowicki i paru innych przy każdej wzmiance o tem, że była zaręczoną, sępa pokazywali i zcicha wygrażali nawet, że tego młodzika, który im taką pannę z przed nosa zabiera, kiedykolwiek na gorzkie jabłko stłuką. Konstanty z wielkiem zadowoleniem na te tryumfy siostry spoglądał i z ręką na kłębie głośno śmiał się.
— W ręce całować mnie powinna za to, żem ją na taki bryljant, dla wszystkich pożądny, wykierował! Dawniej, to na dwa lata znajdował się jeden konkurent i to lada jaki... a jak ją jedynak pana Onufrego zatargował to i wszyscy kupić-by radzi! Cha, cha, cha! kiedy bieży, to bieży, a gdy upadnie to leży! U mnie zawsze taka robota!
Pancewiczowa, jako niemłoda i doświadczona kobieta, niedowierzająco usmiechała się i złośliwie czarnemi oczyma błyskała.
— At — mówiła — wiadomo, koń zatargowany, panna zaręczona — największą cenę mają. A żeby teraz z Cydzikiem rozeszło się, to i wszyscy-by od niej poodpadali.
Salusia tymczasem w swojej miejskiej, zgrabnej sukni, z czerwoną kokardą na czarnych warkoczach, szła ścieżkami i podwórkami przez okolicę, na czele gwarnej gromady dziewcząt i kawalerów, która, to gęsim sznurem rozwijała się na ścieżkach, to w ciasnych przejściach pomiędzy płotami stłoczona, wpośród psot i śmiechów