Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/219

Ta strona została przepisana.

wiednie te pochlebiały jej i mile w niej głaskały chęć i nadzieję panowania, rządzenia, różnorodnych chlub i blasków.
Trwało tak przez całe trzy dni, to jest, aż do wyjazdu Końcowej, która, choć przez rodzeństwo zatrzymywana, do męża i dzieci powracać musiała. Już przez cały ranek wyjazd jej poprzedzający Salusia chodziła po domu nagle jakoś uciszona, z omglonemi i zamyślonemi oczami, aż gdy Końcowa salopę kłaść i głowę chustką owijać zaczęła, na szyję jej się rzuciła i wybuchnęła głośnym, rzewnym płaczem. Tak silnie ramionami objęła siostrę, tak mocno przycisnęła się do niej i tak gwałtownemi pocałunkami ją okrywała, łzami przytem oblewając, jakby ta siostra była jedynym i drogim skarbem, od którego ona za nic oderwać się nie mogła. Sama Końcowa i wszyscy obecni, zrazu zdziwieni tym gwałtem żalu i płaczu u dziewczyny, która wczoraj jeszcze była wesołym skowronkiem i skaczącą kozą, wkrótce zarazili się nim sami i gdy Końcowa na ganek wyszła, podniosło się dokoła niej takie powszechne i głośne wzdychanie, łkanie, jęczenie i ucieranie nosów, jakby ją w trumnie z domu wynoszono. Ona, na własnych nogach stojąc, także łkała i nos ucierała, a Salusia czepiała się jej wciąż rękoma jak skarbu jedynego, jak ostatniej, zda się, deski ratunku i zbawienia. Pierwszy Konstanty, załzawione oczy ręką ocierając, energicznie zawołał:
— No, dość! kiedy bieży, to bieży... Anulka, siadaj i jedź, bo ta waryatka zapłacze się na śmierć!
Waryatka na saniach siedzącą siostrę jeszcze obejmowała i całowała, przyczem, nie wiedzieć kiedy na sanie wskoczywszy, krzyknęła na parobka: jedź! i tak jak stała, bez wszelkiego okrycia w jednej sukni pojechała. Rodzeństwu, które z ganku na nią wrzeszczało, aby wysiadła i wracała, odkrzyknęła płaczliwym głosem: — Ja tylko trochę Anulkę przeprowadzę!
Przeprowadziła o całe pięć wiorst i byłaby może