które, choć śniegiem osypane, albo od szronu błyszczące, jedne po drugiem oglądała.
Raz z budynku, w którym stało ze trzydzieści owiec, wychodząc, do brata, który, gwiżdżąc sobie: fiu, fiu! fiu, fiu, fiu! z rękami w kieszeniach kurty szedł przez podwórko, z umizgiem rzekła:
— Kostuś, daj ty mnie na nowe gospodarstwo choć dwie owieczki! Niech ja tam, w cudzym domu wszystkiego swojego potrosze mam!
— Sześć dam! sama sobie wybierz! — odpowiedział — kiedy bieży, to bieży...
I poszedł dalej, gwiżdżąc ciągle, tylko ciszej trochę, niż przedtem. Co to małżeństwo siostry kosztować go będzie — strach! Ale panowie Cydziki nie powiedzą, że do ich domu siostrę z gołemi rękami wepchnął. Że pięć p wniesie, było to dla wszystkich widocznem: niechże i szóste ma nie lada jakie, i niech panowie Cydziki panów Osipowiczów znają!
Salusia zaś, prawie przez pół dnia w oborze siedząc, z trzydziestu owiec sześć wybierała, wybrane pieściła, po obficie już odrosłych runach głaskała, na ziemi przysiadłszy, gadała do nich, nazywała je swojemi. Potem, gdy całe stadko, jakby zadziwione, czy przelęknione, z żałośnem beczeniem gęsto dokoła niej się zbiło, ona, w tym kudłatym ścisku na zgniecionej słomie siedząc, wybranym swoim dla odznaczenia ich od innych, zawiązywała na szyjach czerwone tasiemki, które w tym celu z sobą przyniosła, i aż głowę na obie strony przechylała, przypatrując się, jak te tasiemki ładnie odbijały od run szarych, czarnych i brunatnych. Jeszcze nie skończyła tego zajęcia, gdy we wrotach obory aż zdyszany od pośpiechu rozległ się głos Pancewiczowej:
— Salusia! do domu! prędko! Cydzik ze swatem i z obrączkami przyjechał!
Teraz dopiero przypomniała sobie, że był to dzień na zaręczyny przeznaczony. W tym też dniu, a raczej tego
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/222
Ta strona została przepisana.