Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/230

Ta strona została przepisana.

dzenia, robotę na ziemię rzuciła i, do niego przypadłszy, pochwyciła go za obie ręce.
— Kostuś — ze wzniesionemi ku niemu oczyma śpiesznie mówiła — jeśli Boga kochasz, jeśli mnie co dobrego życzysz, zlituj się, bądź łaskaw, odłóż do wiosny... ja tobie do śmierci za to będę wdzięczna...
— Zwaryowała! jak Boga kocham, zwaryowała! — gniewnie już odtrącając ją, zawołał — co ty bałamucisz? Babskie bzdurstwa! wlazł na gruszkę, kopał pietruszkę...
Ale ona osunęła się na ziemię i kolana jego już obejmowała.
— Kostuś, ty mnie jak ojciec był... mnie tobie umierające rodzice przyporuczyli... wyświadcz ty mnie tę łaskę, odłóż do wiosny... co tobie szkodzi? Ja, czy tak czy tak, podług zyczenia twego uczynię... ale po Wielkanocy... mój drogi... mój złotny...
On teraz rozgniewał się już na dobre.
— Bajki babom! — krzyknął — ot waryatka! Ja starania i serce swoje dla niej wykładam, koszta ponoszę, szczęście jej upewniam, a ona tu waryactwa jakieś wyprawuje! Żebyś rozumna była, to do takiego szczęścia, jak to, które ja tobie przygotowałem, biegłabyś i leciała, nie to, ażeby o odwleczenie jego prosić! Ot, szkoda psu białego chleba! Lepiej-by pewno było czarny chleb z chamem na spółkę gryźć! Głupia! ani ty waż się o tem odwlekaniu jeszcze raz choćby pisnąć, bo o umierających rodzicach zapomnę i wytłukę, jak Boga kocham, wytłukę... bo kiedy bieży to bieży, a gdy upadnie to leży! to sobie pamiętaj!
Odepchnął ją i, szerokiemi krokami ze świetlicy wyszedłszy, drzwiami na cały dom trzasnął. Ona podniosła się z ziemi i prawie nienawistnym wzrokiem za nim strzeliła.
Wkrótce potem stała w kuchni przy niedużej angielskiej maszynce, pod którą palił się wielki ogień, a na której w dwu garnkach gotowały się groch i kapuśniak