Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/232

Ta strona została przepisana.

zarazić; tym razem jednak gniew jej przezwyciężało zdziwienie.
— Salusia — zaczęła — co się tobie dziś stało? Blekotu najadła się, czy co? Ja tu dla niej pracuję, haruję, dom i dzieci opuściwszy, a ona przychodzi głupstwa mnie gadać! Ot, lepiej elegancką sukieneczkę zdejm, rękawy od koszuli zawiń i do prania się weź. Twoją bieliznę wyprać trzeba, bo przecież z brudną do mężowskiego domu nie wejdziesz, a i Konstanty praczki dla swojej najmować nie będzie, kiedy nas dwie tu siedzi. Słyszysz, Salusia? pomóż sagan z maszyny zdjąć!
Prędkiemi, niecierpliwemi ruchami, z zaciśniętemi usty, Salusia rozpinała i zdejmowała stanik miejskiej sukni i spodniczkę z turniurą, a w samodziałowej spodnicy zostawszy i rękawy koszuli wyżej niż po łokcie zawinąwszy, wspólnie z siostrą bez wielkiej trudności sagan z maszyny zdjęła i gorącą wodę do balii z niego wylewać zaczęła. Ze strumienia wrzątku, lejącego się do balii, wybuchała ogromna para, napełniała kuchenkę nieprzejrzaną prawie mgłą, owijała obie kobiety i na ich twarzach osiadała kroplistą rosą. Uwiędłe, ostre rysy Pancewiczowej, o czarnych jak smoła brwiach i oczach, kruczemi włosami i czerwonawą chustką otoczone, w tej szarej mgle miały wyraz energiczny i zacięty. Nie od niej, nie od niej-to z pewnością przyjść mogła dla Salusi łagodna rada i pociecha! Gdy sagan, do połowy już wypróżniony, na maszynie napowrót już był ustawiony, Salusia nad balią stanęła i rękoma do roboty przygotowanemi otarła z twarzy zgęszczone krople pary.
— Jednakowoż — odezwała się bardzo głośno i cienko, — ja za tydzień z Cydzikiem ślubu nie wezmę.
Poczem nie odzywała się już do siostry ani jednem słowem. Nad balią schylona, z rękoma zanurzonemi w rozmydlonej wodzie, z zaciśniętemi wargami, prała, mydliła, szorowała, wyciskała tak zawzięcie, tak nieustannie, zarazem tak głośno i zamaszyście, jakby w tej robocie za-