Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/238

Ta strona została przepisana.

złotna, ratuj mnie, dopomóż, powiedz Konstantemu, żeby odłożył... poproś ty ich wszystkich za mnie, wstaw się, orędowniczką moją bądź... kiedy Boga kochasz... kiedy dzieciom swoim szczęścia życzysz... ratuj... niech ślub odłożą... ja tak prędko nie chcę, ja nie chce...
Ręce siostry całowała i oblewała łzami. Końcowa, zdziwiona, przerażona, zrazu z pieszczotą i łagodnie jej perswadowała, tłómaczyła, że to, czego żąda, stać się nie może, że na utratę takiej partyi przez głupie kaprysy narażać się nie powinna, że Konstanty za nic na odłożenie ślubu się nie zgodzi; a potem, gdy Salusia wciąż prosiła i w ręce ją całowała, zniecierpliwiła się i wprost jej oświadczyła, że ani myśli dla jej głupich kaprysów z familią się różnić, że chybaby ją za waryatkę poczytano, gdyby z czemś podobnem tak już nie wczas wystąpiła, że radzi siostrze, aby fonfry stroić zaprzstała, bo jeżeli, broń Boże, jaką awanturę zrobi i Cydzika od siebie odtrąci, to ona sama, Końcowa, choć zawsze w największej przyjaźni z nią żyła, za siostrę jej nie uzna, wyrzecze się, znać nie chce i w każdym wypadku drzwi swego domu przed nosem jej zamknie. To wypowiedziawszy, zagniewana i płacząca, bo pomimo wszystko do Salusi wielką słabość miała, wyszła i udała się do kuchni, aby dwóm starszym siostrom dopomódz w robieniu ciasta na gąski, ciastka podługowatej formy, któremi każda panna na swoim dziewiczym wieczorze gości częstować powinna.
Dzień przeszedł w zamęcie, na rozmowach, przychodzeniu i wychodzeniu gości i domowych, na gotowaniu i na pieczeniu, na żartach przez młodzież wyprawianych z panny młodej, która, wbrew zwyczajowi swemu, niedbale ubrana, z roztarganą kosą na plecach, w krzywo zapiętym staniku, z zapadłemi oczyma i prawie karmazynowemi rumieńcami na policzkach, chodziła pośród całej tej krętaniny jak nieprzytomna, ni w pięć ni w dziewięć na zwracane do niej słowa odpowiadała, albo i wcale nie odpowiadała, a siostrom w zajęciach, zamiast pomagać, tak przez