Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/254

Ta strona została skorygowana.

Każdy na wszystko odważy się, gdy czego bardzo zechce. Kiedy bieży, to bieży, a gdy upadnie, to leży. U Osipowiczów tak!
Gabryś słuchał tych rozmów i uwag i na rozweselone twarze spoglądał.
— To nie żadne waryactwo i nie żadna głupota po prezent, choćby i w nocy, lecieć, — powtórzył. — A kiedy piękny prezent dostanie, z tryumfem przed wszystkimi wyjdzie!
I gruba kapota drżała mu wciąż u piersi od cichego, wewnętrznego śmiechu.
— Jednakowoż — rzekł Konstanty — ja zaraz konia założę i po nią do Steckiewiczów pojadę. Trzy wiorsty — bagatelka. Przywiozę ją tu zaraz i niechaj choć trochę wyśpi się przed porankiem ślubnym.
Końcowa uczepiła się mu do ramienia.
— Ja z tobą pojadę, Kostuś!
Mniej od innych czuła się uspokojoną i wcale nie była zachwyconą tem lataniem siostry w nocy po prezent; zresztą i nie zupełnie w nie uwierzyła.
Gdy zagroda Konstantego przycichła, a on sam, z Końcową, jednokonnemi sankami za wrota wyjechał, Gabryś z zapaloną latarką do swojej stajenki wszedł, przed mizernym konikiem wsypał do żłobu sporą miarkę owsa, pomieszanego z sieczką, a potem małe, niepodkute sanki opatrywał, sianem uścielał, do drogi widocznie sposobił.