mnemi gdzieniegdzie plamami samotnych krzaków, niebo, po którem płyną porozdzierane welony chmur, i ona, dość szybkim, pewnym krokiem wspinająca się pod górę, u której dalekiego jeszcze szczytu, leniwie, sennie, w wahaniem się jakby, z przestankami, poruszają się ogromne skrzydła wietrznego młyna.
Nakoniec znajdowała się śród tych szerokich, samotnych przestworzy, na które z podwórka swojego rodzinnego domu tak często z utęsknieniem i pragnieniem wolności patrzała. Nakoniec była wolną jak ptak; leciała. Po wiele razy mówiła sobie: „polecę!“ i poleciała. Po wiele też razy powtarzała w myśli: „cisnę im wszystko w oczy!“ i cisnęła. Przyszłość bezpieczną, dostatki zapewnione, posag, owieczki, dywanik z jelonkiem, skrzynię aż po szczyt bombiastego wieka wypchaną — cisnęła, i w starym paltocie, w znoszonych trzewikach, z kilkudziesięciu groszami w kieszeni i dwoma zwitkami papieru za stanikiem, poleciała.
Nie przestraszała jej ani cisza, ani pustka, ani kilkumilowa droga, którą przebyć musiała, aby stanąć u zamierzonego kresu. Napaści zbójców, lub jakichkolwiek złych ludzi, nie przychodziły jej na myśl nawet wtedy, gdy szła jeszcze w ciemnościach nocnych, a teraz dzień nad światem powstaje, przed jego końcem u celu swojego stanie najpewniej — czegoż więcej bać się? Kilkomilowa droga! Hej, hej! albo to raz, z siostrami lub rówieśnicami, w lecie i w zimie, na festywy do kociołów cudami słynących, do krewnych na zabawy biegała mil kilka, aż się za stopami jej kurzyło, i jeszcze, na miejsce przybywszy, po miasteczku chodziła, lub całą noc tańczyła! Czegoż więc bać się? Zabłądzi może? Gdzie tam! Po pierwsze, wszelkie miejsce i wszelką drogę na końcu języka znaleźć można, a po drugie, ta droga jest jej w większej części dobrze znana, bo cztery mile od Tołłoczek a o dwie tylko od Laskowa znajduje się miasteczko z kościołem cudami słynącym, do którego nie raz i nie
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/256
Ta strona została przepisana.