Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/260

Ta strona została przepisana.

Na kamieniu uklękła, krzyż obu ramionami objęła, i z przyciśniętą do niego skronią, w jutrzenkę zapatrzona, modliła się cicho:
— Boże, mój Boże! daj, abym znalazła jego zdrowym i dla mnie życzliwym; aby wszystko mnie dobrze poszło! Boże, mój Boże! daj, aby on mnie odpuścił tę winę, którą przeciw niemu popełniłam; daj, abym szczęśliwie do niego doszła, i jego, w zdrowiu i dobrem dla mnie sercu znalazłszy, nigdy już z nim rozłączoną nie została!
Potem przeżegnała się i zaczęła mówić zwyczajny, prawdziwy pacerz, ale za nic dokończyć go nie mogła.
— Ojcze nasz... — zaczęła i mówiła dalej.
— Daj, abym go znalazła zdrowym i dla mnie życzliwym... któryś jest w niebie... aby życie jak w niebie przeszło mnie przy nim... przyjdź królestwo twoje... aby odpuścił on mnie tę winę, którą przeciw niemu popełniłam... bądź wola twoja, jako w niebie tak i na ziemi... abym na tej ziemi, inszego przyjaciela i opiekuna, oprócz jego jednego, nie miała...
Rozpłakała się. Twarz w skraju chustki, którą miała na głowie, ukryła i popłakała trochę, ale niedługo. Nie w czas płakanie długie temu, kto długą drogę przed sobą ma. Na łzach do celu swego nie dopłynąć. Trzeba iść. Krzyż pocałowała, wstała i poszła, z powrotem ku gościńcowi się kierując, czasem w śniegu wyżej niż po kostki brnąc, czasem ostrożnie przebywając małe zamarzłe bródki, aż odzież wysoko podniósłszy, rów wązki lecz głęboki przeskoczyła, i już na gościńcu się znalazłszy, raźnym, prędkim krokiem jak strzała prosto przed siebie poszła.
Więc szła do Jerzego! Tak, po wiele razy w dniach ostatnich doświadczała niewysłowionego pragnienia i przebłysków zamiaru, aby uciec i do niego pójść, aż nakoniec uciekła i poszła. Wiedziała doskonale, że powrót do rodzinnego domu, do swoich, będzie już dla niej na bardzo długo, jeżeli nie na zawsze, niemożliwym. Możeby jej,