Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/263

Ta strona została przepisana.

czenie się ich spotkać nie może. A po ślubie — to już nikt żadnej szkody i żadnego ublizenia nie będzie mógł jej wyrządzić, bo po pierwsze: z Jerzym będzie połączoną, o co dba najwięcej; a po drugie: na tę teraźniejszą ucieczkę jej do niego, welon ślubny opadnie i zetrze z niej wszelką hańbę. Bo i wcale hańby w tem nie ma, że poszła do tego, z którym wzajemnie, nie raz i nie dziesięć razy, dozgonne kochanie sobie przyrzekali, króry, zobaczywszy ją, jakby po raz drugi na świat się narodzi i za to, że okazała się taką śmiałą i wierną, przez całe życie na ręku nosić ją będzie!
Pomimo pogody i rubinowej jutrzenki w zaraniu, dzień zrobił się pochmurnym, ciemnawym, bez słońca, które jakby nawet wcale nie wschodziło, tak odrazu zasłoniły je ciemno-szare, białawemi plamami usiane obłoki. Salusia często na niebo spoglądała. Może śnieg będzie padał, bo i mrozu prawie nie ma i te białe obłoki zdają się być śniegiem nadziane. Ale jej o to bynajmniej nie chodzi! Jeżeli i spadnie śnieg, to cichy, bo wiatr czasem tylko zawiewa, łagodny, ledwie trochę szemrzący, a snieżyca bez mrozu i wiatru, to głupstwo; niebezpieczeństwa nie ma w niej żadnego, ani wielkiej przykrości: owszem czasem to i miło patrzeć, jak te białe, przeczyste płatki z rzadka w powietrzu latają, wzajemnie, zda się, popychają się i gonią, lub też tak powietrze napełnią, że nie widać nieba ani ziemi, tylko ten niezmierny, migający gąszcz niby ptaków bielutkich, małych, lekkich, a zarazem takich jakoś w swojej wielkiej cichości poważnych i smętnych!
Tymczasem jednak nic nie padało i o południu Salusia szła jeszcze gościńcem trochę już zmęczona, niewiele, jednak tyle, że o potrzebie odpoczynku pomyślała. Na dnie jej charakteru istniejąca praktyczność, ta sama, która ją do przyjęcia dużego posagu i świetnej partyi była nakłoniła, przez którą w stanowczej chwili, nie zapomniała wyjąć ze skrzyni papierów do ślubu potrzebnych i gar-