Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/268

Ta strona została przepisana.

moje owieczki! Wnętrze tego domosta widzi także: przed dziadową, rozłożystą kanapą, wzorzystym kilimem obitą, komodę jasionową, kołowrotek przed piecem, z prześlicznym lnem u osady, wyprawną skrzynię zieloną, żelazem w kilkoro przepasaną, z wiekiem od wnętrza oklejonem świętemi obrazkami. Pokłoniła się znowu: bądźcie zdrowe, kanapo, skrzynio, a nadewszystko, kołowrotku kochany, na którym od dzieciństwa przędłam! Na kanapie rozparty siedzi Konstanty, i gwiżdże: fiu, fiu! fiu, fiu, fiu, fiu! Jednakowoż dobre on miał dla niej chęci, posag jej dawał prawie nad możność wielki, o najlepsze swaty wystarał się dla niej, wspominał często, że mu ją umierające rodzice przyporuczyli... Pokłoniła się: bądź zdrów Konstanty! Pancewiczowa jak wicher w kuchni szumi i kłóci się z Zaniewską. Końcowa, rozpowiada bratu różne miejskie wydarzenia i anegdotki! One też dla niej nieraz życzliwemi były, do niedoszłego jej wesela starań dokladały, podarunkami ją osypywały. Bądźcie zdrowe, siostry rodzone!
Naprzeciw niej, ku lasowi się kierując, nadbiegały, rozłożyste parokonne sanki, uprzężą brzęczące i hałaśliwe od głośnej rozmowy kilku ciasno obsiadujących je osób. Kiedy mimo niej przelatywały, zasłyszała parę razy powtórzony w rozmowie wyraz: pan młody! a zpod zsuwającej się chustki błysnał na głowie kobiecej wielki, czerwony kwiat.
— Na jakieś wesele jadą! — pomyślała.
Ale co ją mogło obchodzić, dokąd jacyś nieznajomi ludzie jadą? Może cały kwadrans strawiła na rozmyślaniu, stojąc obrócona, nie w tę stronę, w którą powinna była iść. Zimnemi rękoma mokre oczy otarła i, ku lasowi obróciwszy się, znowu szła — szła i myślała:
— Dla ciebie, Jerzy, wyrzekam się wszystkiego swego i wszystkich swoich! Dla ciebie sierotą bez familii i chaty zostałam! Dla ciebie wszystko za siebie cisnęłam i rozłączyłam się, może na wieki, z tem, do czego oczy