przyzwyczajone były a serce przylgnęło! Ale ty mnie to wszystko zastąpisz, wynagrodzisz, zapłacisz, mój ty najdroższy, mój śliczny, mój złotny!
Idąc wciąż dalej i dalej, długo przypominała sobie moment, w którym on po raz pierwszy powiedział jej, że kocha ją nad życie, że ilekroć z nią nie jest, widoku jej jak kania deszczu pożąda, że tedy jedynem jego szczęściem będzie, jeżeli ona zgodzi się połączyć się z nim na zawsze, jego najdroższą i wieczną żoną i towarzyszką zostać. Przypominała sobie, jak wyglądał wtedy, gdy to mówił, jakiemi oczami na nią patrzał, jak ją w ręce całował, co ona jemu odpowiedziała, a on z jej odpowiedzi cieszył się jak waryat, mówić prawie nie mógł, i tylko — choć broniła się trochę — objął ją i pierwszy raz, ale nie raz, pocałował. Tak zagłębiła się w tych przypomnieniach, że zapomniała prawie, gdzie się znajduje, świata dokoła siebie nie widziała i jakby ze snu obudziła się, usłyszawszy za sobą szelest posuwających się sań i głuchy tentent kopyt końskich po śniegu. Znowu przeleciały mimo niej parokonne sanie, ale tym razem, nie towarzystwo żadne, tylko pięciu, czy sześciu muzykantów wiozące. Poznała to po grubym dziobem sterczącej pośrodku basetli i innych instrumentach, które w dlugich futerałach stały lub leżały pomiędzy tymi ludźmi i na ich kolanach.
— Muzyka dokądciś jedzie! — pomyślała, lecz tylko przelotnie, bo spostrzegła zarazem, że znajduje się już w lesie, i przejął ją smutek niewypowiedziany. Tak posępnie tu było; te sosny ciemnozielone takim żałobnym szlakiem rozdzielały białą ziemię z szarem niebem, tak wysoką i smutnie szumiącą gęstwiną rozpościerały się na prawo i na lewo, zda się dwie ściany nieprzeniknione, świat boży zakrywające i tym swoim szumem nieustannym, śpiewnym, jakby płaczące i narzekające, jakby z ciężkiem wzdychaniem prorokujące nieszczęście. Ale ona nie spodziewała się nieszczęścia; owszem, ku swemu szczęściu, ku swojej ra-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/269
Ta strona została przepisana.