porze byłaby już dawno po ślubie, po obiedzie, ściany domu aż skakałyby od tańców i muzyki. A teraz! Boże, jak straszno musi być w tym domu! Jakie gniewy i przekleństwa miotają tam na nią! Jak Konstanty ponuro patrzy i nawet już nie gwiżdże! jak siostry płaczą, zwłaszcza Anulka! Żal zdejmował ją znowu, tem większy, że ciemne, wysokie ściany lasu ciągle szumiały, wzdychały, lamentowały, jakby nad nią, jakby nad dolą jej dziwną, rozdartą, jakby nad chatą jej rodzinną, teraz ponurą, gniewem i złorzeczeniami od dołu po strych napełnioną. Śpieszyła też, śpieszyła, wszystkie pozostające jeszcze siły wytężała, aby z lasu wyjść co rychlej, aż ukazał się jej koniec najpierw jednej jego ściany, potem drugiej i jakby na swiat narodziła się, jakby jej z serca bolący ciężar spadł, gdy zobaczyła nakoniec odkryte niebo, pole i pośród pola, w ciemnym wianku lasu stojący, topolami, niby wieżami, aż pod chmury strzelający dwór.
Na polu jaśniej było, niż w lesie; jednak i tutaj panowała już szara godzina, a we dworze pod topolami tyle świeciło się ruchomych i nieruchomych świateł, jakby tam jakąś iluminacyę urządzono. Z daleka juz zobaczyła długi, nizki dom, którego wszystkie okna w rzęsistem świetle stały. Mniejsze światełka, pewno od pozapalanych latarek pochodzące, kręciły się, jakby w powietrzu, w pewnem od domu oddaleniu. — Co tam się dzieje takiego? Zgromadzenie jakieś, zabawa? At, nic dziwnego, wszakże to dzisiaj niedziela zapustna, a posesor córki dorosłe ma. Po raz pierwszy od dawna przypomniała sobie te córki posesora, o których mówił jej niegdyś człowiek z tych okolic do miasta przybyły, i uczuła niepokój, niewyraźną lecz dolegliwą przykrość około serca. Zaraz przecież pocieszyła się myślą: to i dobrze, żem w czas zabawy i zgromadzenia trafiła! Nikt wielkiej uwagi na moje przyjście i na widzenie się nasze z Jerzym nie zwróci. Poproszę kogo, aby go zawołał: zobaczymy się, pogadamy i choćby
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/271
Ta strona została przepisana.