Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/272

Ta strona została przepisana.

tej nocy jeszcze on konia założy i do swoich rodziców mnie odwiezie!
Gdy tylko w bramę weszła, wyskoczyły naprzeciw niej ze szczekaniem dwa psy podwórzowe, ale może dlatego, że się ich nie lękała i śmiało szła naprzód, prędko odstąpiły i ku domowi napowrót pobiegły. Ona stanęła na chwilę i rozejrzała się dokoła. W głębi obszernego dziedzińca dom na tle nagich drzew ogrodowych, z nizkiemi i oświetlonemi oknami, pod któremi ciżba ludzka stoi, przypatrując się zapewne temu, co dzieje się w jego wnętrzu. Na prawo budynki gospodarskie i oficyna; na lewo wielkie półkole topoli włoskich, do samych sztachet ogrodu dobiegające. Wrota jednego z budynków, zapewne stajni, rozwarte; latarki tam migocą, konie rżą, ludzie rozmawiają. Pod topolami cisza, jak zresztą i na całym dziedzińcu, który pustką stoi i białością śniegu w zmroku świeci. Życie, wyraźnie świąteczne i wezbrane, skupiło się tu na dwóch punktach: w domu i około stajni.
Salusia zwolna szła cichą stroną dziedzińca, pod topolami. Chciała zrazu pod stajnię podejść i zapytać uwijających się tam ludzi, pewno furmanów: gdzie mieszka pan nadleśny i jakim sposobem zobaczyć się z nim może? Ale wstyd ją zdjął i trochę obawa przed nieznanymi i prostymi ludźmi. Jeszczeby jej grubijaństwo jakie powiedzieli lub nawet i wyrządzili. Oficyna świeciła dwoma oknami, ale Salusia zmiarkowała prędko, że piekarnia tam być musi, bo światło pochodziło od ognia palącego się w piecu, inne zaś okna oficyny były ciemne. Z listów Jerzego wiedziała, że mieszka w oficynie: zapewne też te ciemne okna do jego mieszkania należały, on zaś sam znajduje się w dużym domu, na zabawie. Bo i dlaczegóż znajdować-by się tam nie miał? Zaproszono go, poszedł. Znowu niepokój i dolegliwą przykrość około serca uczuła; wolałaby aby w mieszkaniu Jerzego jedno okienko było oświetlone i aby on za niem siedział samotny, do niej tęskniący. Za rzadko rosnącemi topolami zobaczyła duży, okrągły