cyaliści z sąsiednich dworów, folwarków. Na głowach kobiet i dziewcząt paliły się kolorowe kwiaty i wstążki. Wszyscy mężczyźni, z wyjątkiem chłopów, przyodzianych w krótkie siermiężki, mieli na szyjach białe krawaty, u wszystkich też, siermiężnych nie wyłączając, tkwiły u boków zielone gałązki mirtu, białemi wstążeczkami pozwiązywane. Po tych mirtach poznać już można było weselne gody, ale oznakę ich najpewniejszą przedstawiała młoda, różowa blondynka, cała w bieli z mirtowym wiankiem na przezroczystym woalu, który głowę jej, i prawie całą kibić, jakby mgłą białą, osłaniał. Siedziała u końca długiego stołu, obok młodego też, ładnego mężczyzny z jasnemi włosami i delikatnie zarysowaną twarzą.
Za oknem, w ciżbie stojąca dziewczyna w znoszonym paltocie i chustce na głowie, twarz przyklejała do szyby i czarne płonące oczy wlepiała w młodą parę u końca stołu siedzącą.
— Co to? co to? co to? — myślała; panna młoda... wesele... czego on przy niej siedzi? Może starszym drużbantem jest, ale w tych stronach, taki zwyczaj, że przy pannie młodej starszy drużbant na godach weselnych siedzi? Dziwny zwyczaj! dziwny zwyczaj!
Zwróciła się ku najbliżej stojącej kobiecie i głosem, którego sama-by nie poznała, który jakby nie do niej należał, przemówiła:
— Moja pani, czyje to wesele?
Zapytanej widok osoby nieznajomej wcale nie zadziwił. Przy podobnych okazyach tyle plącze się zawsze nieznajomych ludzi! Dworską być musiała i odpowiedziała grzecznie:
— Córki posesora, pana Kuleszy.
— A za kogoż ona wychodzi? — zapytała znowu dziewczyna z czarnemi, pałającemi oczyma, które dworskiej kobiecie wydały się nieprzytomnemi, co jednak nie przeszkodziło jej uprzejmie jeszcze odpowiedzieć:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/274
Ta strona została przepisana.