istoty, które się w blizkości jej znajdowały, patrząc, zaszeptała:
— Co ja teraz pocznę? co ja teraz pocznę? gdzie ja teraz pójdę? Co ja teraz pocznę? gdzie ja teraz podzieje się? co ja teraz pocznę?
Ogromnym przestrachem zdjęta, wstała i naokoło siebie po ciemnościach wodziła wzrokiem. Teraz dopiero uczuła niewysłowioną, bezgraniczną pustkę i samotność, która rozlegała się dokoła niej, od krańca do krańca wielkiego świata.
Nikogo już swego na całym świecie! Sama jedna, sama jedna, w ciemnościach świata i własnych! Ani tu pozostać, ani gdziekolwiek pójść. Ztąd iść trzeba, ale niema dokąd. I sił już nie ma, do niczego, do niczego! Ze szczęściem w sercu, pewnie-by po przebytej drodze skakała jeszcze, ale teraz i ustać na nogach trudno. Żeby mróz był wielki, położyłaby się tu, na brzegu stawu, aby zamarznąć. Żeby wielka śnieżyca padała, położyłaby się także, aby ją śnieg zasypał. Ale mrozu prawie niema i nic nie pada. Teraz ciemno, to dobrze; ale kiedyś przecie rozwidnieje, a wtedy co? Pójść sobie? a dokąd? I już iść nie zdoła! Nogi ma jak podcięte: drżą i uginają się ku ziemi. Jeżeli nie pójdzie, zobaczą ją, znajdą tu, dowiedzą się wszyscy, że ona leciała do niego, leciała do niego, jak waryatka, jak ulicznica ostatnia, leciała i przyleciała, na jego wesele z drugą! Jak ta muzyka gra! jak ta muzyka gra! On tam tańczy! on tam tańczy! on tańczy! a ona tu, tak blisko, w ciemności umiera z boleści i strachu. Jaki ten świat! jaki ten świat okropny! Po co ona urodziła się? Żeby choć ta muzyka grać przestała! Ale muzyka gra, gra, gra, z za tych oświetlonych okien wylatuje, rojem ją naokolo obłazi, kąsa, rwie, kole, do waryacyi przyprowadza...
— Boże mój, ja zwaryuję! — krzyknęła, chwytając się za głowę, i w tejże chwili wzrokiem spotkała jednę
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/279
Ta strona została przepisana.