z dziur czarnych, plamiących powierzchnię stawu w zmroku białawą.
— Przełomka! przełomka! przełomka! Ryby tu łowiono. Na wesele ryby łowiono! Teraz do niej jedna ryba wpadnie... wpadnie i zniknie, i nikt nie dowie się nigdy, że tu była i nikt nie dowie się gdzie się podziała.
Stała z rękoma przy głowie i na czarną plamę pośród białawej powierzchni stawu patrzała i do siebie mówiła:
— Wiem już gdzie pójdę! wiem już gdzie ucieknę, wiem już gdzie schowam się na wieczne czasy! Tańcz, Jerzy, i bądź sobie kontent, bądź zdrów, bądź zdrów, tańcz wesoło... Ja sobie pójdę... ja pójdę... pójdę i nigdy nie powrócę... nigdzie nie powrócę... na wieki sobie pójdę...
I szła. Szła brzegiem stawu ku miejscu, z którego najbliżej było po lodzie do przełomki.
Ale przed parą już minutami dał się słyszeć u bramy cichy szelest małych sanek, które w mizernego konika zaprzężone, podjechały nieco pod topole i stanęły. Wysoki człowiek w kożuchu wysiadł z nich, lejce koło topoli okręcił i szedł powoli, pilnie rozglądając się dokoła, a gdy na staw za topolami spojrzał, nagle przystanął, wpatrzył się badawczo i potem jak strzała pobiegł w stronę błądzącego nad nim kobiecego cienia.
— Salusia! — głośnym szeptem zawołał i już był przy niej, za ręce ją pochwycił, a nim czas miała słowo rzec, lub ruchu jakiego dokonać, wpatrując się w nią, zaszeptał:
— Już tam po wszystkiem! już tam po wszystkiem! — i głową na dom oświetlony wskazał.
— Gabryś! Gabryś! Gabryś! — sennym, wpół nieprzytomnym głosem wymówiła. A on, nie tak powoli, jak mówił zwykle, ale owszem, w sposób przyśpieszony, prawie zdyszany zaczął:
— Przystanąwszy w miasteczku, dowiedziałem się, że już po wszystkiem; tam ślub brali. Jezus Marya! przeląkłem się... a tu kobyła słaba, prędko iść nie chciała...
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Bene nati.djvu/280
Ta strona została przepisana.